9 stycznia 2021 zmarł Grzegorz GUZIK Guziński (K) Wysłano dnia 13-01-2021 o godz. 21:30:17
Temat: R.I.P
Jeśli szukać artysty rockowego ostatnich trzydziestu lat w Polsce,
równie zdolnego co niedocenionego, to akurat w tej
niesatysfakcjonującej kategorii pewną wygraną w kieszeni mógłby
mieć on
Grzegorz GUZIK Guziński (22.01.1975 † 9.01.2021)
Guzik. Grzesiek Guziński rocznik 1975, przez większość życia mieszkaniec
Trójmiasta.
To „wiatr od morza”, najbardziej wolna granica naszego kraju
powodował, że zawsze w historii polskiego rocka wokaliści stamtąd chwalić się mogli
najlepszą znajomością języka angielskiego. W wydaniu Guzika był perfekcyjny, co na
polskim runku było ewenementem. W sumie, w całej swojej karierze, z
zarejestrowanych utworów tylko jeden – „Futbol, futbol, futbol” z repertuaru Maryli
Rodowicz, tym razem wydany na Mistrzostwa Świata w Azji w 2002 r. zaśpiewany
był po polsku, choć i tak tylko w połowie.
Ta swoboda i zdolność językowa to był jeden z największych atutów Grześka, ale kto
wie, czy w mocno zakompleksionym w czasie zmian cywilizacyjnych kraju,
jednocześnie nie największa bariera w dotarciu do szerszej publiczności. Do –
paradoksalnie - nazywanego wyłącznie angielskim określeniem „mainstreamu”.
Prywatnie niezwykle serdeczny, otwarty, empatyczny i sympatyczny chłopak
zablokowany był w pokazaniu się tzw. szerokiej publiczności siebie, mimo, że w
dziesiątkach krajów całkowicie zrozumiałe i oczekiwane wręcz jest, że wykonawcy,
którzy grają światowo również śpiewają we współczesnym Esperanto.
Leszek Gnoiński, dziennikarz muzyczny uświadamia jak wyglądała Polska
pierwszej połowy lat 90:
Po przemianach demokratycznych 1989 roku chcieliśmy jak
najszybciej dogonić świat. Wydawało nam się, że stoi przed nami otworem, że to
tylko kwestia czasu, gdy staniemy się potęgą, również muzyczną. Rzeczywistość
jednak wyglądała zupełnie inaczej – jeszcze wiele lat istniały granice, również w
naszych głowach. Guzik był jedną z pierwszych osób w tamtym czasie, dla której
bariery nie istniały. Od samego początku był nawet nie tyle Europejczykiem, co
człowiekiem świata. Niezwykła wrażliwość na muzykę i otoczenie, wyjątkowa
osobowość i energia stawiały go w równej linii z największymi osobowościami muzyki
świata.
Tak było z ograniczeniem stylistycznym polskiego słuchacza. Połączenie ciężkiego
rocka, rapu, hip hopu i psychodelii mimo, że dawało absolutnie współpłynący ze
światowym, a nie opóźniony jak to w Polsce bywa, nurt nie otwierało drzwi do
studiów telewizyjnych, czy radiowych list przebojów. A przypomnijmy, że w czasie
pierwszych lat i pierwszych trzech płyt Flapjacka nie było Internetu, który dałby
popularność nie wynikającą z łaski czy nie łaski największych mediów.
Tomek Lipnicki z trójmiejskiego zespołu Illusion, na którego dwóch
płytach gościnnie śpiewał Grzesiek potwierdza słowa o nim:
To był wulkan emocji i
dobry, prawy człowiek. Był jednym z najbardziej nietuzinkowych, oryginalnych
twórców, nie docenionym przez mainstream, ale dodaje że nie tylko wybijał się z
ówczesnej reszty polskiej sceny, lecz także wykraczał poza swój czas.
I to trzeci paradoks jakości, która odbiera możliwość zaistnienia w zbiorowej
świadomości. Prawda jest taka, ale na to już Guzik żadnego wpływu nie miał, że
gusta i zainteresowania słuchaczy przez dziesięciolecia kształtowało coś co dziś
nazywamy bańkami: punki słuchały punk rocka, metalowcy heavy metalu, hip
hopowcy rapu. Artyści, dla których wartością była synteza sztuk, mieli po prostu
trudniej, bo przeciętnym nawet uważającym się za znawców niepopowych gatunków
słuchaczom trudno było wyjść poza owe ramy. A prawdziwie gatunkowa muzyka na
świecie od końca lat 80. to właśnie była ta. która owe ramy gatunków i stylów
obalała.
Darek Malejonek: Ta wiadomość, to dla mnie szok, po raz kolejny zobaczyłem
totalną kruchość naszego bytu. Guzik to była bardzo nietuzinkowa postać na naszej
scenie muzycznej. Jako muzyk wyprzedzał swoje czasy, ciężko było go
zaszufladkować. To bardzo niesprawiedliwe, że był tak niedoceniany przez branżę
muzyczną. Wielka szkoda, bo to była twórczość na światowym poziomie. Myślał
nieszablonowo, nowatorsko i bardzo niekomercyjnie.
Świadome odcięcie się od komercji ma swoje konsekwencje. Dobre, bo nie ma się
poczucia niesmaku, czy odejścia od swoich artystycznych ideałów. Ale są i
negatywne, bo to komercyjna muzyka trafia do szerokich mas słuchaczy oraz „daje
pożyć” wykonawcom. A prawda jest taka, że Guzikowi z muzyki było żyć trudno, w
ostatnich latach funkcjonowała w jego życiu realnie jako zainteresowanie, nie jako
źródło utrzymania.
Maleo pisze, że wyprzedzał on swoje czasy i tu rodzi się pytanie – które? Bo to nie
jest tak, że pierwsze trzy płyty Flapjacka z lat 1994-1997 to była przygrywka do
czasu na sprawiedliwe oceny w pełni już dojrzałej, bardziej przez niego wykreowanej
muzycznie płyty „Keep Your Heads Down” w roku 2012. Jeszcze większy zalew
tandety i skupianie się krajowego świata muzyki na przełożeniu na zarobek łaskawie
pozwalał w owych czasach na zdobycie miejsca w niszach, nie było i wciąż nie ma
mechanizmów promujących najzdolniejszych do zdobycia prawdziwie należnej
pozycji. Praktycznie tylko Nergal (również z trójmiejskim znakomitym angielskim) ze
swoim Behemotem uzyskał sławę światową, ale przy gwarantującej publiczność na
całym świecie zawężonej specyfice wykonywanej muzyki i olbrzymiej własnej pracy
nad promocją, a nie korzystając z jakichś mechanizmów wsparcia bo takich po
prostu w Polsce nie ma.
Bez względu z którego pokolenia i o jakich zainteresowaniach jesteś czytelniku
uporządkujmy historię. Flapjack powstał jako projekt poboczny do bardzo
popularnego w offie Acid Drinkers.
W tamtych czasach brakowało Acid czadu. Człowiek ma różne zachcianki. Jesz
czekoladę, a masz ochotę na kiełbasę. I odwrotnie. Trzeba zaspakajać swoje
potrzeby. Mnie wtedy brakowało czadu. Creation of Death nie grało, a Acid nagrał
‘Vile Vicious Vision”, czyli piosenki. Postanowiliśmy ze Ślimakiem, że coś nagramy.
Tak mówił Robert Litza Friedrich w książce Leszka Gnoińskiego “Raport o Acid
Drinkers”. Opowiadał też, że sprzedał swój sprzęt, aby opłacić trzy tygodnie studia
nagraniowego. Nagrywali w najlepszym wtedy studiu w Polsce, Modern Sound w
Gdyni. Był luty 1994 roku.
Pierwotnie wszystkie wokale miała zaśpiewać Amerykanka Elizabeth, którą Litza znał
z zespołu Mellow Driver. Jednak podczas sesji do studia wpadli Tomek „Lipa”
Lipnicki z Illusion i Grzesiek „Guzik” Guziński, wówczas dziewiętnastoletni
maturzysta z Gdańska. Guzik śpiewał w zespołach Red Rooster i N’dingue. Litza
kilka miesięcy wcześniej widział Guzika na scenie, spodobała mu się jego energia i
zaproponował mu współpracę. W paru numerach nie było wokali. Przygotowałem
teksty i zaśpiewałem. Tak samo było z utworami, które miała wykonać Elizabeth -
mówił Guzik w „Raporcie o Acid Drinkers”. Okazało się, że Amerykanka mniej pasuje do Flapjacka i to właśnie młodziutki Polak został jego głównym wokalistą. Tak
powstała płyta „Ruthless Kick”, jedna z najcięższych i najnowocześniejszych polskich
płyt początku lat 90.
Jedną z największych przygód Flapjacka był występ przed Faith No More 15 lipca 1997 roku w katowickim Spodku. Szczególnie, że amerykańscy muzycy
sami wybrali grupę, która miała ich supportować. Dostali kilkadziesiąt zgłoszeń i
spośród nich wskazali właśnie Flapjacka.
Wybrali nas. Raczej komplementowali, a my byliśmy oczywiście w totalnym szoku.
Kiedy rozmawiali z nami posługiwali się tytułami poszczególnych naszych kawałków,
wspominał Guzik wiele lat później w wywiadzie z Jackiem Nizinkiewiczem z
„Rzeczpospolitej”.
Ale Guziński to nie tylko Guzik, ale również Guezmir – alter ego Grzegorza na
okoliczność pracy w zespole Homospiens.
Wspomina Paweł Sito, na przełomie wieków dyrektor programowy
Radiostacji:
Kiedy pojawiły się nagrania psychodelicznej grupy Homosapiens
słuchacze reagowali na nie jak na produkcje z kosmosu. Początkowo prezenterzy nie
wiedzieli czy zapowiadają grupę polską, czy zagraniczną, nie było tego brzmienia i
nutki skłaniającej do mówienia „jak na Polskę to całkiem niezłe”. Utwór Ricardo stał
się jednym z najbardziej kojarzących się czarodziejskich nagrań czarodziejskiego
radia.
Na koniec wiadomość radosna:
Nadchodzą czasy Flapjacka, Homosapiens i Grzegorza
Guzińskiego.
Nadeszło przygotowane muzycznie i mentalnie pokolenie, które jeszcze nie wie, jak
bardzo swoją muzykę ma na wyciągnięcie dłoni.
Szkoda, że już nie pogada o niej z jej twórcą.
Autor artykułu: Paweł Sito
(Ewa Galin-Pro Art - Promocja Artystyczna, Management i PR)
foto Guzika: facebook
Komentarze są własnością ich twórców. Nie ponosimy odpowiedzialności za ich treść.
Właściel Zbyszek ZbiKo Kowalczyk (C)+(P) Wszelkie prawa zastrzeżone
kom. 506-504-359 e-mail: zbyszek.kronikarz@gmail.com
www.muzyczneabc.pl - Biblioteka Zbyszka, Płytoteka Zbyszka, info z kraju i ze świata *